FOMO na automatyzację AI? Spokojnie, prawdopodobnie jej nie potrzebujesz…
Odpalasz LinkedIn i od razu uderza w Ciebie fala postów. Kolejny ekspert pokazuje skomplikowany scenariusz w n8n (czy innym Make-u), a zewsząd słyszysz, że musisz automatyzować wszystko w firmie. Znasz to uczucie, prawda? Ten ścisk w żołądku i myśl: „Znowu jestem w tyle”.
A co, jeśli powiem Ci, że to nieprawda? Ta wszechobecna presja to dla większości małych firm i solo przedsiębiorców pułapka, która kosztuje cenny czas i pieniądze. W tym artykule pokażę Ci, że zamiast budować machiny i przeciągać kolejne kafelki w Make-u możesz zdobyć realną przewagę, opierając się na jednej, kluczowej umiejętności: dobrym opanowaniu rozmowy z AI.
Pułapka „przeciągania kafelków” – dlaczego proste narzędzia wywołują zakłopotanie
Obietnica jest niezwykle kusząca. Z każdej strony słyszysz, że dzięki platformom takim jak Make, Zapier czy n8n, możesz stworzyć zautomatyzowane procesy, które oszczędzą ci godziny pracy. Narracja jest prosta i chwytliwa: „to tylko przeciąganie kolorowych kafelków”. Przeciągasz ikonkę maila, łączysz z ikonką arkusza kalkulacyjnego i gotowe. Magia dzieje się sama, a ty możesz w tym czasie pić kawę. Brzmi jak marzenie każdego zapracowanego przedsiębiorcy, prawda?
Jednak dla wielu osób, zwłaszcza tych mniej technicznych, pierwsze zderzenie z tymi narzędziami to początek sporej frustracji. Piękna iluzja prostoty szybko znika, a na jej miejscu pojawiają się bardzo realne problemy, czyli ukryte koszty tej zabawy.
- Po pierwsze: niejasne błędy. Twój prosty scenariusz nagle przestaje działać. Zamiast oczekiwanego rezultatu, widzisz komunikat błędu, który wygląda jak losowy ciąg znaków i nic ci nie mówi. Godzinami szukasz rozwiązanie w LLMach, czując rosnącą bezradność. Czasem nie mając podstaw, ciężko nakierować AI, w dobrą stronę rozwiązania problemu.
- Po drugie: kosztowne plany. Okazuje się, że darmowy plan pozwala na bardzo niewiele, a każda ciekawsza funkcja czy większa liczba operacji wymaga przejścia na subskrypcję, która stanowi kolejny stały wydatek w firmie. Tutaj jednak odnoszę się do opłacania API + postawienia gdzieś n8n. Gdzie prawdopodobnie jako standardowy użytkownik po prostu opłacasz ChatGPT, Claude lub Gemini (20$/msc).
- Po trzecie: czasochłonna konfiguracja. To, co na YouTubie zajmuje 5 minut, w rzeczywistości potrafi pochłonąć cały wieczór prób i błędów. Bowiem, każda „gotowa” automatyzacja musi zostać dostosowana do Twoich narzędzi, Twoich danych i do Twojego indywidualnego przypadku.
Jednak najważniejszy problem leży gdzie indziej. Wszystkie te narzędzia wymagają od ciebie jednej, kluczowej rzeczy: gotowego i sprawdzonego procesu, który chcesz zautomatyzować. I tu dochodzimy do sedna sprawy, czyli głównego błędu, jaki popełnia mnóstwo osób.
Próbują one zautomatyzować coś, czego nigdy wcześniej nie robiły manualnie. Chcą zbudować linię produkcyjną, nie wiedząc nawet, jak złożyć pojedynczy produkt ręcznie. Nie da się zbudować skutecznej automatyzacji procesu, którego się nie rozumie. Nie wiesz, gdzie są potencjalne problemy, które kroki są kluczowe, a które można pominąć. Taka automatyzacja, zamiast pomagać, generuje jedynie chaos i utrwala złe nawyki.
Teatr absurdu, czyli przykłady automatyzacji, których nie potrzebujesz (na pewno jeszcze nie teraz)
Skoro już wiemy, że próba automatyzacji nieznanego procesu to prosta droga do frustracji, przyjrzyjmy się dwóm historiom z życia wziętym. To idealne przykłady, jak pogoń za modą na „automatyzację wszystkiego” prowadzi nas na manowce.
Akt pierwszy: Wielka machina contentowa solo przedsiębiorcy
Wyobraź sobie początkującego solo przedsiębiorcę. Naczytał się, że kluczem do sukcesu jest regularne publikowanie treści na wszystkich możliwych kanałach, w dodatku na automacie. Jego marzeniem staje się więc „Wielka machina contentowa” – zautomatyzowane monstrum, które na podstawie jednego słowa przeprowadzi research, analize, napisze artykuł na bloga, wyciągnie z niego trzy posty na LinkedIn, przerobi je na karuzelę na Instagrama, a na koniec złoży z tego wszystkiego e-booka.
Zamiast więc pisać pierwszy artykuł, nasz bohater spędza dwa tygodnie, próbując połączyć ze sobą różne narzędzia w n8n czy Make. Walczy z błędami, ogląda tutoriale i wydaje pieniądze na plany subskrypcyjne. Po niezliczonych godzinach w końcu mu się udaje. Uruchamia maszynę, a ta… produkuje serię bezdusznych, generycznych tekstów. Dlaczego? Ponieważ automatyzacja jedynie wzmocniła brak fundamentalnej umiejętności, czyli pisania i rozmawiania z AI (czy pisania rozbudowanych, konkretnych promtów), braku zadbania o kontekst i całą podstawę marketingu. Zbudował kombajn do zbierania plonów na polu, którego nigdy nie obsiał.
Akt drugi: Bezużyteczne zbieranie faktur
Teraz coś z zupełnie innej beczki. Mała, jednoosobowa firma, która miesięcznie otrzymuje kilka, może kilkanaście faktur kosztowych na maila. Jej właściciel jest przekonany, że musi „zoptymalizować” proces przekazywania ich do księgowości. Spędza weekend na konfigurowaniu scenariusza, który ma automatycznie skanować jego skrzynkę, wyszukiwać maile ze słowem „faktura”, pobierać załącznik i wrzucać go do folderu na Dysku Google, udostępnionego księgowej.
Brzmi profesjonalnie, prawda? Problem w tym, że cały ten proces, wykonywany ręcznie, zajmuje mu w skali miesiąca jakieś 5-10 minut. Wystarczyłoby przy każdym mailu z fakturą kliknąć jedną ikonkę „Dodaj do Dysku”. Co więcej, taka automatyzacja bez weryfikacji człowieka (human in the loop) jest po prostu ryzykowna. Wystarczy jedna fałszywa faktura od oszustów, która automatycznie trafi do systemu, by narobić sobie poważnych problemów. To idealny przykład, jak chęć bycia „nowoczesnym” wygrywa ze zdrowym rozsądkiem.
Prawdziwa dźwignia wzrostu: sztuka konwersacji i kontekstu z AI
Skoro obśmialiśmy już absurdalne automatyzacje, czas na zmianę perspektywy. Cały ten szum wokół łączenia aplikacji za pomocą skomplikowanych scenariuszy zasłania nam to, co jest naprawdę istotne. Prawdziwa rewolucja i dźwignia wzrostu dla Twojej firmy nie leży w budowaniu skomplikowanych połączeń.Kluczem jest jakość „rozmowy” z AI. To tutaj, w sztuce konwersacji i dostarczania odpowiednich informacji, leży 90% sukcesu. Musisz przestać myśleć o AI jak o maszynie do automatyzacji, a zacząć traktować je jak niezwykle zdolnego juniora. A co jest pierwszą rzeczą, jaką robisz z juniorem? Dajesz mu kontekst (naprowadzasz, doradzasz, dajesz informacje, które on powinien przetworzyć i dowieźć zadanie/projekt).
Fundament 1 – Kontekst to nowy król
Wyobraź sobie, że prosisz generycznego ChataGPT lub Gemini o napisanie posta na social media dla Twojej firmy. Efekt będzie przewidywalny: nijaki, pełen frazesów tekst, który mógłby pasować do każdej innej firmy z Twojej branży. Dzieje się tak, ponieważ AI nie ma pojęcia, kim jesteś.
Najważniejszą i najbardziej wartościową rzeczą, jaką możesz zrobić, jest „nakarmienie” chata swoimi własnymi plikami. Zanim zadasz jakiekolwiek pytanie, wgraj mu dokumenty, które definiują Twój biznes, na przykład:
- strategię firmy: czyli dokąd zmierzasz i po co,
- opis grupy docelowej: do kogo mówisz, jakie ma problemy i pragnienia,
- ofertę i cennik: co dokładnie sprzedajesz,
- Twoje USP/UVP: co wyróżnia Cię na rynku,
- przykłady Twoich tekstów: aby nauczył się Twojego tonu komunikacji.
Dopiero wtedy AI przestaje być losowym generatorem, a staje się Twoim osobistym asystentem, który rozumie niuanse Twojej marki. Każda odpowiedź będzie o niebo lepsza, bardziej trafna i po prostu Twoja.
Pamiętaj, że możesz wykorzystać to również do celów osobistych. Podziel z AI-em swoimi prywatnymi celami, zadaniami, a będziesz mieć swojego prywatnego – życiowego asystenta.
Fundament 2 – Przemyślany proces
Drugi fundament jest równie ważny i bezpośrednio wynika z błędów, które opisałem wcześniej. Zanim w ogóle pomyślisz o jakimkolwiek narzędziu, musisz mieć proces. A najlepszy sposób na jego stworzenie to kartka papieru lub prosty notatnik. Rozpisanie sobie krok po kroku, co chcesz osiągnąć, jest cenniejsze niż jakakolwiek automatyzacja.
Chcesz napisać artykuł na bloga? Rozpisz to:
- Research słów kluczowych.
- Analiza konkurencji z TOP10.
- Pobranie treści konkurencji.
- Stworzenie konspektu.
- Napisanie wstępu.
- Rozwinięcie każdego punktu.
- Stworzenie podsumowania.
Ten prosty, spisany plan to Twoja mapa. To ona daje Ci kontrolę. Zamiast budować skomplikowaną maszynę, która ma zrobić wszystko za Ciebie (i prawdopodobnie zrobi to na początku kiepsko), wykonujesz kolejne kroki z tej mapy, posługując się AI jako inteligentnym narzędziem na każdym etapie. To jest prawdziwa współpraca, a nie bezmyślne zlecanie zadań.
Sprawdzony, „ręczny” przepis na treści, które działają
Mówiłem o potędze kontekstu i wartości przemyślanego procesu. Brzmi dobrze, ale wiem, że liczy się wdrożenie, a nie teoria. Dlatego teraz podzielę się z Tobą moim osobistym, sprawdzonym przepisem na tworzenie wysokiej jakości artykułów z pomocą AI. To dobry, kontrolowany proces, który daje niezłe efekty dla SEO, ale także dowozi jakość i wartość dla użytkownika.
Krok 1: Fundament, czyli research i twarde daneZanim w ogóle otworzę okno chata, wykonuję pracę analityczną (może to zbyt górnolotne nazewnictwo). Najpierw przeprowadzam research fraz kluczowych, aby wiedzieć, czego szukają ludzie. Gdy mam już wybraną frazę, wpisuję ją w Google i dokładnie analizuję 10 pierwszych wyników. Sprawdzam, jakie tematy poruszają, jakie mają nagłówki, jak głęboko wchodzą w temat. To daje mi bezcenną wiedzę o tym, co Google już uznało za wartościowe i czego oczekują użytkownicy. Oczywiście na tym etapie wykorzystuje narzędzia wspierające, w moim wypadku: Semstorm, Planer słów kluczowych. Weryfikuje wolumeny wyszukiwań i ich potencjał.
Krok 2: „Nakarmienie zwierzaka”, czyli wgranie kontekstu i treści
Teraz czas na AI. Zamiast prosić Gemini o napisanie artykułu „z głowy”, daję mu najlepsze możliwe paliwo. Wrzucam treści z TOPek, nagłówki oraz podrzucam wolumeny wyszukiwań, aby AI znało cały kontekst tematu, który w następnym etapie będziemy „rzeźbić” (w domyśle ja i AI).
Krok 3: Architektura tekstu, czyli generowanie konspektu
Mając solidny kontekst, proszę AI o stworzenie szczegółowego konspektu artykułu. Nie jest to jednak prośba o losowe nagłówki. Moje polecenie brzmi raczej tak: „Na podstawie dostarczonych danych, stwórz logiczny konspekt artykułu. Zidentyfikuj najczęściej powtarzające się zagadnienia i zaproponuj strukturę, która wyczerpująco odpowie na pytanie użytkownika. Wykorzystaj też potencjał na frazy (wolumeny wyszukiwania)”. Pamiętaj też o rozbudowanym prompcie systemowym.
Krok 4: Praca iteracyjna, czyli pełna kontrola
To jest najważniejszy etap, którego nie możesz pominąć. Nie proś nigdy AI o napisanie całego artykułu za jednym zamachem. Pracuj nagłówek po nagłówku. Piszę krótko: „Napisz rozwinięcie dla nagłówka H2: [tu wstawiam tytuł nagłówka]”. Dzięki temu mam pełną kontrolę nad każdym akapitem. Mogę na bieżąco korygować kurs, prosić o doprecyzowanie lub zmianę stylu czy formatowania. Ponadto, często na tym etapie dodaje swoje spostrzeżenia, smaczki, case study itd.
Krok 5: Ostatnie szlify, czyli „uczłowieczanie”
Gdy cały tekst jest gotowy, przychodzi czas na ostatni, kluczowy szlif. Czytam całość i weryfikuje czy aby na pewno tekst jest napisany wyczerpująco, ma sens, ale przede wszystkim dodaje od siebie wkład i doświadczenie. Nie lubię pustych treści, które opierają się na bezdusznej wiedzy LLMów.
I to wszystko. Ten świadomy, ręczny proces jest w rzeczywistości szybszy, tańszy i daje o niebo lepsze rezultaty niż jakakolwiek wadliwa czy niedopracowana automatyzacja. Zamiast godzinami naprawiać błędy w skomplikowanym scenariuszu, wkładam ten czas w stworzenie czegoś naprawdę wartościowego.
Nie będę ukrywać, mam automatyzację, która wykorzystuje automatyczny research dla fraz, potem pobiera z nich treści i na tej podstawie buduje automatycznie artykuł, następnie wrzuca na Google Drive, a na ostatnim etapie tworzy 3 posty z jednego artykułu o różnym charakterze wrzucając je do Google Tasks (Taskboard). Jednak to bardziej w ramach ciekawostki, niżeli jako realne narzędzie na ten moment.
Zrzuć presję, opanuj fundamenty
Jeśli czujesz choć odrobinę ulgi, to znaczy, że ten artykuł spełnił swoje zadanie. Chcę, żebyś po jego lekturze zapamiętał jedno: przestań czuć się winny, że nie masz dziesiątek skomplikowanych scenariuszy w Make czy n8n. Dobrym wyznacznikiem jest jakość i efektywność Twojej pracy, a nie liczba połączonych ze sobą aplikacji.
Dlatego, zamiast uczyć się kolejnego narzędzia, skup się na jednej, potężnej umiejętności, która przyniesie Ci znacznie większe korzyści w krótszym czasie: opanowaniu sprawnej komunikacji z modelami językowymi. To sztuka dostarczania im kontekstu, zadawania precyzyjnych pytań i prowadzenia iteracyjnej „rozmowy” jest Twoją prawdziwą supermocą. Pamiętaj, że możesz poprosić AI o zadanie pytań do Ciebie, aby uzupełnić całościowy kontekst.
Zanim więc następnym razem pomyślisz o budowaniu skomplikowanej machiny, zrób jedną rzecz. Przygotuj prosty dokument opisujący Twoją firmę, Twoich klientów i Twoje cele. Wgraj go do Gemini lub ChatGPT i zacznij rozmowę. Gwarantuję, że będzie dobrze.